Pain au Chocolate, czyli francuska poduszeczka z czekoladą - i kawa z mlekiem z pobliskiej piekarni.
Od czego by tu...
Miasto jest piękne. Jeśli kiedykolwiek wahaliście się, czy zamiast tygodnia na plaży wybrać dwa dni weekendowego zwiedzania, powinniście wybrać to drugie.
Choć nie do końca rozumiem problem nieumiejętności porozumiewania się językiem angielskim. Francuski to piękny język, ale wymaganie od wszystkich, by nim mówili jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe.
W kawiarniach trzeba domyślać się, co jest w karcie a o angielskich opisach w muzeach można pomarzyć. Koniec końców nie wiesz, co kupujesz w piekarni ani jaką zamawiasz kawę, bo na Twoje angielskie pytanie odpowiedź po francuski na niewiele Ci się przydaje. ; )
Jest pięknie, choć brudno. Z bólem serca stwierdzam, że paryżanie dbają o swoje zabytki ale o otoczenia - już niekoniecznie. Jeśli chodzi o jedzenie - niby coś dla mnie, ale nie do końca. Jestem przyzwyczajona jadać spore śniadania i raczej małe kolacje a tutaj - jak na złość. Wybrnęłam bez problemu, na śniadania ciacho z kawą, podczas dnia różne drobne smakołyki a na wykwintne obiady wieczorami nie miałam ani czasu ( tyle do zobaczenia! ) ani pieniędzy ( no cóż ; ) ). Za to bardzo odpowiadały mi słodkie poranne wypieki - mniam!
Nie jestem też fanką czarnej kawy. Wzdrygam się pijąc espresso, ale to, co mam w filiżance to Cafe Noisette, pyszna, świeżo palona kawa o aromacie orzechów laskowych.
Crepes z karmelizowanymi jabłkami, domowym sosem karmelowym i lodami z wanilią.
Jestem miłośniczką słodyczy, więc niech nie dziwi Was fakt, że większość moich posiłków była.. na słodko, głownie w wydaniu crepes, różnego rodzaju wypieków, lodów, deserów ; ). Nie czerpię przyjemności z jedzenia wielodaniowych, długich posiłków a już zjedzenie przystawki, dania głównego i deseru przerasta mnie zupełnie.
Lody z orzechami, toffi i ciastkami - oraz ja ; )
A na resztę zapraszam w najbliższym dniach - dzisiaj leżę, śpię i leczę obolałe stopy zmęczone dwudniowym chodzeniem.
Ah ja mam ogromny sentyment do Francji, bo chodziłam do gimnazjum francuskiego (mimo, że wtedy tego nie doceniałam). Więc zazdroszczę Ci tej wyprawy, bo byłam w Paryżu byłam lata temu :)
OdpowiedzUsuń10 lat temu jadłam śniadanie w Paryżu - pamiętam to do dziś. Wybieram się tam też na tegoroczną majówkę, więc też pewnie przywiozę jakieś kulinarne wspominki :)
OdpowiedzUsuńpamiętam, że w będąc Paryżu żyłam niemal o samych bagietkach :) nie wiem czy to urok miasta czy one same w sobie - były najlepsze na świecie!
OdpowiedzUsuńzazdraszczam takiej magicznej podróży:))) dla mnie Paryż, to wciąż miejsce, które "kiedyś muszę odwiedzić" :)))
OdpowiedzUsuńA ja spędziłam 2 lata temu wakację w Normandii! Byłam tam przez 2 tygodnie, miałam cały czas do czynienia z francuską młodzieżą; pod koniec obozu Polacy rozjechali się do różnych francuskich rodzin na kolację. Moja rodzina zabrała mnie na festyn- jedliśmy małże i frytki. Później pojechaliśmy jeszcze do ich domu na deser- tartę z owocami i lodami. Bardzo lubię takiego typu doświadczenia i nie żałuję, że zrezygnowałam z wakacji w tropikach na ich rzecz! :)
OdpowiedzUsuńA kasztany?:) Ja bym chciał zjeść! :) pari pari :P
OdpowiedzUsuńpojawią się w kolejnej części ; ))
UsuńCzuję, że mogłabym kosztować Paryż bez końca:)
OdpowiedzUsuńodwiedzanie blogów o północy powinno być zakazane... podziel się! :)
OdpowiedzUsuńJejku, ale tęsknię za Paryżem - jeżdżę tam co roku, obowiązkowo zaliczając naleśniki i croissanty we wszystkich piekarniach, cukierniach i restauracjach po kolei :)
OdpowiedzUsuńaaaa zawsze chcę do paryża albo londynu
OdpowiedzUsuńa nigdy ostatecznie nie mam pieniędzy.
zazdroszczę Ci zwiedzania i słodkości tamtych :)
Hej! Dopiero natknęłam się na Twojego bloga, ale już chętnie będę go obserwować ;) świetne przepisy, godne przetestowania i miłe zapiski dnia codziennego ;)
OdpowiedzUsuń