Nawiązując jeszcze do One Lovely Blog Award, jest to zabawa, w której po wytypowaniu przez kogoś powinno się napisać 7 rzeczy o sobie, co z przyjemnością uczynię, oraz nominować - oraz poinformować o tym w komentarzach - 16 wybranych przez siebie blogów czego NIE zrobię z powodu ogromnego opóźnienia czasowego a także bardzo prostej przyczyny - mogłabym mieć problem z wyborem. A teraz, do rzeczy.
1. Jestem uzależniona od wyrzutu adrenaliny, który jest spowodowany uprawianiem dużej ilości sportu sportu. Mogłoby się wydawać, że to świetna sprawa. Otóż nie. Jeden dzień przerwy w treningach sprawia, że markotnieję, nie chcę jeść, leżę w łóżku i obrażam się na cały świat. Dlatego staram się zaczynać dzień od biegu o świcie, to nastraja mnie pozytywnie na cały dzień.
2. Mam schizę na punkcie Coli. Proszę się nie śmiać. Nie wypiję Coli, jeśli nie dostanę butelki i szklanki i nie mogę sobie sama nalać. Dokładniej chodzi tu o trującą Colę Light. Piję tylko taką i NIE WYPIJĘ zwykłej. Nie piję, gdy dostaję już nalaną i nie mam pewności, jaka to, bo nie pamiętam już smaku normalniej. Po prostu widzę ten cukier w butelce. Na zarzuty odpowiadam, że wolę umrzeć zatruta aspartamem, niż z powodu cukrzycy.
3. Noszę jedną parę zimowych butów od 6 klasy podstawówki. To czarne, przecierane na pomarańczowo, 14 dziurkowe glany z pomarańczowymi sznurówkami. Kupiłam nawet drugą, czerwoną parę, kiedy te zaczęły się rozlatywać, ale nie darzę ich takim sentymentem jak poprzednie – przynajmniej dopóki tamte nie rozsypią się do końca.
4. Marzę, żeby pracować w Straży Przybrzeżnej. Właściwie mam świadomość, że mogę wylądować na akcji na Alasce i że musiałabym mieć amerykańskie obywatelstwo, aby w ogóle ubiegać się przyjęcie, ale od kiedy parę lat temu zaczęłam pracę dla WOPRU a potem obejrzałam film Patrol to nic innego nie zaprząta mi myśli.
5. Nienawidzę coverów. Chodzi o te piosenki, śpiewane w oryginale przez kogoś a następnie wykonywane w innej aranżacji prze inną osobę. Po prostu dostaję szału, jak tylko słyszę coś takiego. Jest mi zupełnie obojętne, co to za piosenka.
6. Jestem totalnie i zupełnie uzależniona od czekolady. Nie pralinek, batoników czy innych. Tabliczek. Gorzka, mleczna, biała – nieistotne. Byłam nawet na rocznym odwyku od słodyczy, co w moim przypadku okazało się zupełnie bezsensowne i oczywiście, nie przyniosło żadnych efektów. Rok z życia! Taka prozaiczna czynność jak pójście do sklepu i wybranie sobie Swojej Ulubionej jest ponad moją silną wolę. Rozpoznaję rodzaje z zamkniętymi oczami. Czekolada. To jest to!
7. I … nie mam fejsa. Wyznaję zasadę, że wolę mieć paru dobrych przyjaciół, niż siedmiuset, których ledwo co kojarzę z xxx imprezy. Jeśli ktoś nie ma czasu wykręcić mojego numeru, żeby umówić się ze mną na kawę, ale może wpisać się na fejsie i ubolewa, że mu to utrudniam to jaki jest w ogóle sens nazywać go „znajomym”?
A ciasto?
Wystarczy to co macie pod ręką. I ulubione owoce.
U mnie dziś śliwki, bo nie wyobrażam sobie końca wakacji bez placka ze śliwkami.
Jest mięciutkie, wilgotne i mniej zwarte niż normalne, ucierane ciasto.
Robi się je dosłownie w 3 minuty.
Do kawy na podwieczorek i na drugie śniadanie.
U mnie dziś właściwie na każde śniadanie.
I każdy obiad.
Maślankowe ciasto ze śliwkami.
- 430 g mąki
- 150 g cukru
- 3 łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 łyżki cukru z prawdziwą wanilią
- 4 jajka
- 125 ml oleju
- 300 ml maślanki
- owoce - u mnie śliwki, jakiś 1 kg.
Owoce myjemy, wyciągamy pestki i kroimy na połówki lub ćwiartki, w zależności od wielkości.
Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia, cukrem i cukrem waniliowym. W osobnej misce ubijamy lekko jajka, dodajemy maślankę i olej. Mieszamy suche z mokrymi ale tylko do połączenia się składników. Blachę o wymiarach ok. 25 x 35 cm wykładamy papierem do pieczenia. Wylewamy ciasto i układamy na nim śliwki, tak, aby były pomiędzy nimi przerwy około 0.5 cm - jeśli owoców będzie za dużo, wyjdzie zakalec. Pieczemy 50 minut do suchego patyczka w temperaturze 170 stopni. I jemy bez końca. ; )
Maślankowe ciasto jest pyszne!
OdpowiedzUsuńZe śliwkami brzmi cudownie.
fajne ciacho! a co do punktu 1 i 2 mam niemal identycznie :)
OdpowiedzUsuńMaslankowe ciacha sa pyszne, porywam kawaleczek:-)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie czytało mi się o Tobie w związku z One Lovely Blog Award. Miło cię taką poznać :-)
OdpowiedzUsuńBardzo podobne, prawie identyczne ciasto robię u siebie (tylko bez maślanki, a myślę, że ona dodaje jeszcze większej kruchości i delikatności, więc następnym razem dodam maślanki). W tym roku dominował na nim rabarbar, jabłka i truskawki. Miałam je wczoraj wstawić u siebie, ale czasu zbrakło. Ja oczywiście na mące pełnoziarnistej...;-)
Jeszcze ze śliwkami nie zdążyłam zrobić a czas już, czas.....
o, sławne ciasto ze śliwkami ^^. obłędne :)
OdpowiedzUsuńMaślankowe ciasta są baaardzo pyszne:) A ze śliwkami mniam.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
śliwkim rządzą - zgadzam, że takie ciasteczko to też na obiad ;) ja jestem uzależniona od pilatesu i jogi, więc rozumiem Twoje stany ;) ale cola? por favour ;) pozdrowienia ;)
OdpowiedzUsuńBardzo wciągająca lektura ;)
OdpowiedzUsuńMam dokładnie to samo co ty w punkcie 5.!
Ciasto musiało smakować, serwowane na każdy posiłek to dopiero COŚ. ;D
Najłatwiejsze i przepyszne!
OdpowiedzUsuńHmm, na pewno wypróbuję - wygląda mega apetycznie. :)Przy okazji - ja również świruję na punkcie Coli Light. I Zero.
OdpowiedzUsuń